Dobrze pamiętam mój pierwszy kontakt z Niezwyciężonym – oczywiście tym oryginalnym, książkowym – choć było to dobrą dekadę temu. Po prawdzie obiektem mojego zainteresowania stanowiła wtedy inna, bardziej znana powieść Lema – Solaris. Tak się jednak złożyło, że w moje ręce trafiło wydanie obejmujące obie te pozycje – i to właśnie Niezwyciężony zawładnął mną i moimi myślami na dłużej, nie pozwalając na jego odłożenie, dopóki nie dotarłem do ostatniej strony.
Łatwo więc zrozumieć dreszcz podniecenia, jaki poczułem, gdy usłyszałem, że nowo powstałe w Krakowie studio Starward Industries tworzy grę zapowiedzianą pod międzynarodowym tytułem The Invincible. Tym niemniej, jak to często bywa w podobnych przypadkach, górę nad ekscytacją szybko wziął niepokój.
Czy raczkujący deweloper nie porywa się z motyką na słońce? Czy podoła godnemu przełożeniu niepowtarzalnego stylu Stanisława Lema na język gier komputerowych?
I czy Niezwyciężony to w ogóle materiał do gier komputerowych pasujący? Adaptacja wiedźmińskiej sagi Andrzeja Sapkowskiego to przy tym betka…
Zacznijmy od spraw gatunkowych. Pierwszoosobowa przygodówka – albo, jak mawiają złośliwi, „symulator chodzenia” – to adekwatny wybór dla egranizacji Niezwyciężonego. Gry tego rodzaju są z reguły krótkie i wysuwają na pierwszy plan eksplorację połączoną z odkrywaniem tajemnic. Te trzy cechy znakomicie przystają do dzieła Lema. Zwłaszcza pierwsza.
Nazywanie go powieścią może prowadzić do pewnych nieporozumień, jest to bowiem utwór raczej krótki, wręcz na granicy noweli. Nie należy przy tym do żadnej serii ani innej większej całości. Innymi słowy, nie zawiera dość treści, by uczynić zeń na przykład grę RPG.
Co „gorsza”, autor zostawił w Niezwyciężonym mnóstwo białych plam. Lem nie zadał sobie trudu – bo i nie miał w tym celu – żeby osadzić trzymające w napięciu wydarzenia rozgrywające się na planecie Regis III w jakimkolwiek szerszym kontekście.
Ot, zostajemy poinformowani, że jest to świat położony „lata świetlne od Ziemi”, a tytułowy Niezwyciężony – „krążownik drugiej klasy” – ląduje na nim w ramach misji poszukiwawczej, na którą wysłała go znajdująca się w konstelacji Liry baza. Nie dowiadujemy się w zasadzie nic więcej o strukturze organizacyjnej tych sił ani w ogóle o rzeczywistości, w której one istnieją.
Powód jest prosty: takie onomastyczne detale nie mają żadnego znaczenia dla fabuły i przesłania utworu (ich brak potęguje zresztą w pewnym stopniu atmosferę tajemniczości). Dla twórców gry wideo mogło to jednak stanowić pewien szkopuł. Tego rodzaju informacje stają się ważne chociażby dla artystów przy projektowaniu szczegółowych modeli statków kosmicznych i innych maszyn.
Zatem studio Starward Industries musiało wysilić wyobraźnię. To cenna umiejętność przy obcowaniu z dziełami Lema, zważywszy chociażby na słownictwo, które ów sobie upodobał. Nasz literat lubował się bowiem w tworzeniu kwiecistych neologizmów (np. astrogator, nekrosfera), a przy tym nie trudził się tłumaczeniem wielu z nich, zdając się na inteligencję czytelnika.
Imaginacja była jeszcze ważniejsza w kontekście postaci. W Niezwyciężonym pojawia się kilkanaście osób znanych z imienia bądź nazwiska, ale liczbę takich, które mają konkretne cechy osobowości czy charakterystykę składającą się z więcej niż trzech słów, można policzyć na palcach jednej ręki.
Nic dziwnego, że autorzy gry stworzyli własną protagonistkę, niewystępującą w książce – astrobiolożkę Yasnę (mogli sobie na to pozwolić, skoro wiemy, iż Niezwyciężony miał na pokładzie 83 załogantów). Z drugiej jednak strony książkowy bohater, Rohan, też stanowił postać nie byle jaką, a przy tym brał udział w wyjątkowych, kluczowych dla fabuły wydarzeniach. Przypuszczam, że Starward Industries w pewnych aspektach może luźno potraktować papierowy pierwowzór.
Na tym nie koniec trudności w przenoszeniu omawianej powieści do świata interaktywnej rozrywki – ba, to dopiero początek. W wizji Lema drugi człon nazwy „fantastyka naukowa” okazuje się ważniejszy niż pierwszy (przynajmniej w przypadku Niezwyciężonego).
Mówiąc wprost: nauka wypełnia tę książkę, wylewa się z każdej stronicy, z każdego akapitu (nierzadko długością przekraczającego stronę). Dlatego zresztą zalicza się ten utwór do tzw. hard science fiction. Znamienny jest fakt, że załogę Niezwyciężonego w przeważającej mierze stanowią naukowcy – a dialogi w książce to głównie zapis rozmów tychże osób.
Regis III zderza galaktycznych obieżyświatów z fenomenami, których nigdy nie widziano w „poznanym kosmosie”, zatem bohaterowie dokonują prób ich zbadania i objaśnienia. Lem wykorzystał tutaj pełne spektrum naukowej wiedzy, którą miał do dyspozycji, gdy pisał ten utwór, czyli w latach 1962–1963.
Fizyka, chemia, medycyna, paleobiologia, neurofizjologia, geologia, nie mówiąc o astronomii – Lem bez pardonu bombarduje czytelnika opisami zjawisk z użyciem terminologii właściwej tym i innym dziedzinom. Rzecz oczywista, nie jest to bynajmniej bełkot niezrozumiały dla przeciętnego śmiertelnika. Ot, wymaga koncentracji i co najmniej minimum wiedzy własnej.
Niemniej gdyby Starward Industries miało wtłoczyć do gry dialogi żywcem wyjęte z oryginału, twórcy raczej nie trafiliby do masowego odbiorcy (a wiadomo, że w interaktywnej rozrywce produkcje, które nie spełniają tego kryterium, mają nikłe szanse na siebie zarobić). Deweloper musi umiejętnie lawirować między „twardą” naukowością powieści a przystępną fantastycznością.
Jeszcze jedna rzecz właściwa Niezwyciężonemu, która urasta wręcz do rangi sprawy zasadniczej przy przygotowywaniu adaptacji, to stworzenie specyficznego klimatu i zachowanie odpowiedniej stylistyki. Twórcy gry nazywają ją atompunkową, ale nie sądzę, żeby Stanisław Lem podpisał się pod tym terminem.
Jak wspomniałem, powieść powstawała w latach 1962–1963. Dlatego wyobrażenie pisarza o lotach kosmicznych i rozwoju technologicznym przyszłości musi być siłą rzeczy anachroniczne. Dość powiedzieć, że podstawą komunikacji w świecie Niezwyciężonego są odbiorniki radiowe i telewizyjne.
Jednak z materiałów promocyjnych wynika, że z tworzenia stylu i budowania klimatu Starward Industries wywiązało się na medal. W tym zresztą tkwi największy powab gry. Przyziemna estetyka Starfielda jest niczym wobec tego, co przedstawia sobą The Invincible. Na pewno nie czytalibyście tego artykułu, gdyby nie unikalna szata graficzna – za jej sprawą produkcja ta zwróciła na siebie uwagę ludzi z całego świata, nawet tych, którzy nigdy nie słyszeli o Lemie.
Wobec wszystkich czynników, które wymieniłem powyżej, Wiedźmin naprawdę nie wydaje mi się taki trudny do przekształcenia w grę. Niezwyciężony zdaje się rzucać cięższe kłody pod nogi, gdy chce się stworzyć na jego podstawie relatywnie łatwą do przyswojenia fabułę z ciekawymi postaciami, a jednocześnie zachować wydźwięk pierwowzoru i – co najważniejsze – jego przesłanie.
Tę ostatnią kwestię jednak przemilczę. Im mniej wiecie, tym dla Was lepiej. Lem napisał znakomitą powieść, która trzyma w napięciu i daje do myślenia, ale jeśli jeszcze nie mieliście z nią kontaktu, a jesteście zainteresowani grą, lepiej już odpuśćcie sobie lekturę.
Czeka Was naprawdę mocne uderzenie – niestety, raczej jednorazowe. Chyba że Starward Industries nas zaskoczy własną interpretacją książki.
Może Cię zainteresować: