Lords of the Fallen ukaże się na konsolach i komputerach w pierwszej połowie października. Oto 5 powodów, przez które czekam na tego polskiego soulslike’a.
Lords of the Fallen zdecydowanie powinno zainteresować fanów wymagających gier. Zbliża się jej premiera, a dodatkowo miałem możliwość zagrania w ten tytuł na Gamescomie. Jeżeli zastanawiacie się nad zakupem, to być może niniejszy artykuł ułatwi Wam podjęcie decyzji. Przedstawiam w nim najważniejsze cechy, które moim zdaniem mogą sprawić, że Lords of the Fallen zostanie okrzyknięte mianem polskiego Elden Ring. Oto te elementy:
Jednym z czynników, które sprawiły, że dzieło studia From Software (Elden Ring) zostało tak dobrze przyjęte jest bez cienia wątpliwości projekt przeciwników. Ziemie Pomiędzy są domem dla wielu kuriozalnych oponentów. Sprawia to, że chce się odkrywać kolejne nowe obszary, nawet nie trzymając się ścieżki prowadzonej do wątku głównego. Wygląda na to, że podobnie będzie w przypadku Lords of the Fallen.
CI Games ma w swojej produkcji niejednego nawet zwykłego przeciwnika, którego sam wygląd potrafi napawać respektem. Wrażenie to nie mijało bynajmniej po stanięciu w szranki z tym przeciwnikiem. Mogę Wam to napisać z całkowitą pewnością. Na tegorocznych targach Gamescom miałem bowiem możliwość zagrania w Lords of the Fallen przez niemal półtorej godziny. Dlatego też w niniejszym artykule nie zabraknie moich spostrzeżeń i nadziei związanych z tym czasem.
Wobec tego mogę Was zapewnić o jeszcze jednej kwestii. Mianowicie, musimy mieć oczy dookoła głowy jeśli chcemy przeżyć. Napisać, że zwykli przeciwnicy mylą to na pewno za dużo. Nie sposób jednak odmówić, że są w stanie nas zachodzić i próbować wynagrodzić sobie pewne braki liczebnością. Nawet zwykły wróg może nas zabić, o ile nie będziemy uważali.
Doskonale pamiętam pierwszy materiał filmowy zapowiadający grę Lords of the Fallen. Z początku nie wiedziałem, jaka produkcja była promowana. Film bardzo mnie jednak zainteresował ze względu na pokazywane scenerie. Majestatyczne, choć zapomniane i nadgryzione zębem czasu budowle zdawały się nawoływać mnie bezgłośnie. Czułem jakieś przyciąganie do tego tajemniczego, mrocznego miejsca. Kiedy już na ekranie pojawiła się nazwa gry, od razu zacząłem obserwować tę produkcję.
Podobne odczucia miałem po zaprezentowaniu Elden Ring. Zresztą sam pomysł na pokaz był podobny w obu przypadkach. Nie zobaczyliśmy bowiem rozgrywki – ta miała jeszcze pozostać w sferze domysłów. Zamiast tego dostaliśmy filmowy zwiastun, koncentrujący się na zarysowaniu świata i jego klimatu.
Naturalnie, mimo że zapowiedź była na pewno intrygująca, to niejeden gracz czekał na materiał z rozgrywki. Na szczęście po jakimś czasie i on pojawił się w sieci. Walki jeszcze oczywiście opiszę, aczkolwiek teraz przejdę do kolejnego wspólnego punktu obu gier. A jest to:
Nie sposób zaprzeczyć, że jedną z największych nowości w Elden Ring było oddanie nam do dyspozycji naprawdę ogromnego otwartego świata. Chodzi mi oczywiście o nowości w odniesieniu do poprzednich gier soulslike studia From Software, a przede wszystkim w zestawieniu z serią Dark Souls. Ziemie Pomiędzy oferowały nam krainę niemalże kipiącą od ukrytych lokacji (oraz, oczywiście, bossów). Na dobrą sprawę z powodzeniem można grać w tę produkcję, nawet nie ruszając głównego wątku i spędzić tak kilkadziesiąt dobrych godzin.
Wygląda na to, że podobnie może być z Lords of the Fallen. Co prawda nie znam jeszcze dokładnego rozmiaru świata (występującego w dwóch wersjach – Axiomie (domenie żywych) oraz Umbrze (nastawionej na byty duchowe)). Można się jednak spodziewać, że będziemy mieć co robić. Sam fakt, że na Gamescomie nie podano mi jednej określonej z góry ścieżki (mogłem iść i robić gdzie chciałem przez ponad godzinę!) napawa optymizmem. Raczej nie byłoby to możliwe, gdyby CI Games nie było pewne skali swojej gry. Jest to domysł, aczkolwiek uważam, że może zgadzać się ze stanem faktycznym. Jednak czy tak istotnie jest, dowiemy się za niecałe 3 tygodnie.
Jako że Lords of the Fallen to tytuł z gatunku soulslike, to bynajmniej nie może w nim zabraknąć trudnych walk, wystawiających na próbę nasze opanowanie dostępnych ruchów. Trzeba to od razu jasno powiedzieć – w tym rodzaju gier nie ma najmniejszego sensu chojrakowanie. Szarża na przeciwnika prawie nigdy nie jest dobrym pomysłem. No, chyba że Waszym celem jest szybkie zginięcie w przegranej potyczce. P
odobnie jak w Elden Ring, musimy zwracać uwagę na nasz pasek wytrzymałości (tudzież kondycji). Jeśli spadnie on do zera, to nie tylko nie będziemy mogli wykonać żadnego szybkiego ruchu (jak na przykład bieg). Nie zadamy także ciosu, a nasz unik – o ile w ogóle zdołamy go wykonać – będzie niesamowicie powolny. Możemy – a właściwie nawet musimy – oczywiście czekać, aż nasza postać trochę odpocznie i odzyska nieco kondycji, aby móc zrobić cokolwiek sensownego. Zmęczona postać stanowi nie tylko łatwy łup dla bossów, ale i dla zwykłych, szeregowych nieprzyjaciół. Przejdźmy jeszcze na chwilę do starć z silniejszymi oponentami.
Bossowie, bo o nich mi chodzi, na pewno wystawią na próbę cierpliwość i samozaparcie niejednego gracza. Nauczenie się sekwencji manewrów (ruchów, ataków, czy uników) bossa z całkowitą pewnością ułatwi nam wyjście cało z opresji. Należy jeszcze pamiętać, ze mamy do dyspozycji kilka broni. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby wyposażony w miecz rycerz czasem przełączał się na łuk lub inną broń dystansową. Ba! Nawet niektórzy przeciwnicy są bardziej uczuleni na zabijanie ich jednostek tuż przed oczami, co jest niewątpliwie sensowe.
Kiedy sięgniecie po Lods of the Fallen, to pamiętajcie, aby koniecznie obserwować wszystkie ruchu bossa. Nierzadko poinformują Was one, jak będzie wyglądał następny atak. Warto również wiedzieć, że – tak samo jak w Elden Ring – możemy wezwać ducha innego gracza, aby pomógł nam z trudniejszym starciem.
Dobra gra RPG nie może się obyć bez rozwijania naszej postaci i jej umiejętności. Należy zaznaczyć, że wydanie zdobytych punktów nie odbywa się w dowolnym miejscu. Identycznie jak w Elden Ring, uprzednio musimy znaleźć ognisko, służące za punkt kontrolny. Wiąże się z tym jeszcze jedna niezwykle istotna kwestia, jeden z punktów charakteryzujących gry soulslike.
Otóż po zginięciu tracimy wszystkie punkty doświadczenia, które mieliśmy i których jeszcze nie wydaliśmy. Na szczęście mamy jedną szansę, aby odzyskać te punkty. Musimy po prostu udać się w miejsce, w którym zginęliśmy i dotknąć znacznika przy naszym ciele. Uważajcie jednak – jeżeli zginiecie, próbując odzyskać upragnione punkty, to przepadną one bezpowrotnie. Tak było w Elden Ring i tak (co widziałem na Gamescomie) będzie również w Lords of the Fallen.
Jeśli mimo tego gra Was przerasta, to może warto zastanowić się nad trybem współpracy przez sieć dla dwóch osób? Z pewnością wspólne przemierzanie świata i jego niebezpieczeństw dostarczy wielu godzin (przejście gry ma zająć 25-30 godzin) wspaniałej zabawy. Twórcy zdają sobie sprawę z popularności wieloosobowej rozgrywki i pozwoli nam grać razem z kompanem. Na pewno będzie z tego wynikała nie tylko wzajemna pomoc, ale i mnóstwo okazji do śmiechu. Każdy, kto grał kiedyś ze znajomymi na pewno się ze mną zgodzi. Na tę chwilę nie wiem niczego na temat trybu PvP (który występuje w Elden Ring), więc należy się nastawić wyłącznie na tryb współpracy.
Jak widzicie po lekturze niniejszego artykułu, Lords of the Fallen zapowiada się na polską odpowiedź na Elden Ring.
Pozostaje trzymać kciuki, aby sukces ostatniego soulslike’a udało się powtórzyć. Czy tak będzie istotnie? Tego dowiemy się już całkiem niedługo. Premierę zaplanowano bowiem na 13 października 2023 roku. Lords of the Fallen będzie dostępne na komputerach oraz konsolach nowej generacji – PlayStation 5 oraz Xbox Series X|S – z polskimi napisami zarówno cyfrowo, jak i w pudełkach.
Mogą Cię zainteresować: