Producenci gier stosują przeróżne metody, aby ich gry wyglądały i działały możliwie najlepiej. Wydawać by się mogło, że część z nich powinna także służyć zwiększeniu odczuwanej immersji. Nie wszystkim jednak podobają się wdrożone rozwiązania, a niektórzy ich wręcz nienawidzą, o czym możemy się przekonać, przeglądając komentarze w jednym z wątków na Reddicie.
Mowa głównie o czterech technologiach, które autor wątku wymienił na poniższej grafice – chodzi o:
Część z nich symuluje działanie kamery, a to zdaniem niektórych negatywnie wpływa na poczucie immersji. W bardziej skrajnych przypadkach, kiedy wymienione metody używane są jednocześnie, niektórych przyprawiają o migrenę i obniżają komfort grania.
Oprócz tego użytkownicy narzekają na ziarnistość obrazu czy efekt winiety. Pierwsza technika utrudniała zabawę w The Last of Us: Part II, natomiast winietę można było zobaczyć m.in. w Resident Evil 2. Muszę przyznać, że przyciemnienie w rogach ekranu obecne w horrorze firmy Capcom nieco męczyło moje oczy.
Większość wypowiadających się w wątku zgodnie przyznała, że wyłącza te wszystkie efekty w pierwszej kolejności, a jeśli sama gra nie oferuje takiej opcji, modyfikuje wpisy w odpowiednich plikach.
Na konsolach niestety często nie ma możliwości pozbycia się tych efektów, choć w ostatnich latach użytkownicy tych sprzętów zyskali więcej swobody.
Wszystko jednak sprowadza się tak naprawdę do tego, jak powyższe technologie zostały użyte. Rozmycie obrazu może pozytywnie wpłynąć na odbiór prędkości w grach wyścigowych. Głębia ostrości maskuje niższej jakości tekstury widoczne w oddali, ziarnistość obrazu może sprawić, że „brudna” gra będzie miała odpowiednią prezencję, a aberracja chromatyczna nadaje się do scen, w których postacie są pod wpływem środków odurzających. Rzecz w tym, aby tych efektów nie nadużywano, a najlepiej by było, gdyby można było wpłynąć na ich intensywność.
Może Cię zainteresować: