Na początku zeszłego roku do Fortnite’a został dodany tryb Zero Budowania. Wcześniej kompletnie odbiłem się od tego najpopularniejszego battle royale’a na rynku i byłem święcie przekonany, że tytuł ten nie jest i nigdy nie będzie dla mnie. Powód był prosty – podczas walki nie nadążałem ze wznoszeniem konstrukcji, co sprawiało, iż potyczki nawet na najniższym poziomie sprawiały mi problem – inaczej pewnie niż licznym młodszym graczom.
Nie zrozumcie mnie źle, koncepcja dynamicznej rozgrywki nie jest mi obca – spędziłem setki godzin w Apex Legends – ale w przypadku Fortnite’a zupełnie nie potrafiłem nauczyć się szybkiego budowania i bardzo prędko uznałem, że po prostu nie będę na to tracił sił. Zostawiłem grę tym, którzy mieli ku temu lepsze predyspozycje. Do czasu.
W marcu 2022 roku twórcy Fortnite’a zdecydowali się na bardzo odważnych ruch – do gry dodano tryb Zero Budowania, w którym gracze mogą skupić się przede wszystkim na strzelaniu, bo funkcja budowania została tam całkowicie wyłączona. I jeśli o mnie chodzi, był to strzał w dziesiątkę. Od razu ponownie zainstalowałem Fortnite’a i zabrałem się za testowanie nowej formy zabawy, tym razem bardziej przeznaczonej dla osób mojego pokroju.
Dodatkowe zmiany w gameplayu, takie jak dynamiczniejsze poruszanie się czy wprowadzenie „rozszerzeń rzeczywistości”, czyli ulepszeń wybieranych podczas każdej rozgrywki, sprawiły, że niesamowicie wciągnąłem się w Fortnite’a i – co najlepsze – nie szło mi już tak tragicznie w porównaniu z innymi graczami, którzy z tym tytułem spędzili znacznie więcej godzin.
Po zaliczeniu tak dobrych kilkudziesięciu (a może nawet i kilkuset) meczów zorientowałem się, że poczucie nienadążania za „dzieciakami”, budującymi kilometrowe konstrukcje w ułamku sekund, całkowicie zniknęło.
Wystarczyło zabrać jedyną rzecz, w której były lepsze ode mnie, a zabawa od razu stała się przyjemniejsza. Oczywiście nie bierzcie tego w pełni na poważnie, bo umiejętności budowania u innych zawsze robiły na mnie wrażenie, ale cieszę się, że w końcu i ja mogę bez przeszkód grać w ten tytuł (w przypadku którego zresztą podstawowe założenia, wykonanie czy regularne wprowadzanie nowych aktualizacji od zawsze mi się podobały).
Okazało się, że setki godzin spędzonych w innych strzelankach zaprocentowały w nowym trybie Fortnite’a. Nie mówię tylko o samym precyzyjnym celowaniu i strzelaniu, ale przede wszystkim o poruszaniu się po mapie i szukaniu schronienia podczas walki. Zdziwilibyście się, jak wiele może zmienić się w rozgrywce, gdy pozbawimy ją fundamentalnego elementu, jakim było stawianie własnych konstrukcji. Nagle okazuje się, że przydatne są zupełnie inne umiejętności – których ja nabrałem podczas grania m.in. w Apex Legends – odpowiednie planowanie rozpoczęcia walki, szukanie najlepszego schronienia w swoim otoczeniu czy nawet dobór przedmiotów w ekwipunku. Jedna prosta rzecz potrafiła całkowicie odmienić dla mnie tę pozycję, tym bardziej że wreszcie mogłem pokazać innym, że wcale od nich nie odstaję.
Im więcej czasu spędzałem z Fortnite’em, tym lepiej zaczynałem również rozumieć, że twórcy bardzo mocno chcą sprawić, by był to tytuł praktycznie dla każdego fana sieciowych FPS-ów i co najważniejsze – całkiem nieźle im to wychodzi.
Mamy tutaj klasyczną rozgrywkę, ikoniczną już dla Fortnite’a, czyli stuosobowy battle royale z możliwością tworzenia rozmaitych konstrukcji służących m.in. za schronienie podczas walki. Dołóżmy do tego tryb Zero Budowania będący oczywistą odpowiedzią na potrzeby tych, którzy nie dawali sobie rady z elementami budowania podczas rozgrywki, i tak naprawdę mamy już zestaw mogący zaspokoić sporą grupę fanów sieciowych strzelanek.
Ponadto przygotowano również odpowiednie rozwiązanie dla graczy aspirujących do bycia profesjonalistami – w samej grze istnieje świetnie zaimplementowany system turniejowy. Chętni mogą walczyć w nim o nagrody pieniężne (nie trzeba nawet odpalać osobnej witryny, bo zapisywać zawsze można się poprzez samą grę). Na deser dostajemy tryb kreatywny, obecnie działający (i oferujący jego pełne możliwości) na silniku Unreal Engine 5 i pozwalający na tworzenie własnych map oraz nietypowych form rozgrywek.
Aktualnie możemy bez przeszkód mówić o tym, że w Fortnicie praktycznie każdy znajdzie coś dla siebie.
Fortnite jest dla mnie fenomenem. Z dnia na dzień z gry, do której nie planowałem już nigdy wracać, stał się jednym z moich ulubionych sieciowych FPS-ów. Jestem pod wrażeniem, jak twórcom udaje się systematycznie utrzymywać zainteresowanie swoją produkcją, a do tego przyciągać nowych graczy. Nie jest to zasługa tylko jednej poprawnej decyzji, a wielu, które regularnie odświeżają zabawę. Z kolei tryb Zero Budowania sprawił, że mogę już mówić, iż Fortnite jest też dla mnie, mimo że pod względem umiejętności budowania nigdy nie będę na poziomie najlepszych „dzieciaków”.
Może Cię zainteresować: